Data publikacji w serwisie:

Prof. Walkowski: Niepewna przyszłość świata

Pandemia wirusa SARS- CoV- 2 i będącej jej następstwem choroby układu oddechowego COVID 19 oznacza nie tylko poważny kryzys zdrowotny i humanitarny, ale także – szczególnie w dłuższej perspektywie – kryzys gospodarczy i finansowy, z groźbą pojawienia się długotrwałej recesji włącznie.

Współczesna gospodarka światowa, za sprawą postępującej globalizacji, stanowi strukturę ściśle współzależnych gospodarek narodowych. Wpływ na jej rozwój, oprócz polityki gospodarczej poszczególnych państw, mają też regionalne organizacje o charakterze integracyjnym, wielkie globalne korporacje (MNE’s) oraz instytucje o charakterze regulacyjnym i koordynacyjnym typu WTO, MFW, OECD i Bank Światowy. Pandemia zupełnie nieoczekiwanie dotknęła wszystkie podmioty gospodarki światowej, z gospodarkami narodowymi i korporacjami transnarodowymi na czele. Często porównywana jest do Czarnego Łabędzia (Black Swan), czyli zjawisk, de facto nieprzewidywalnych. Pojawienie się epidemii w Chinach, która na skutek globalizacji błyskawicznie rozprzestrzeniała się po wszystkich kontynentach, właśnie do tego typu zjawisk należy. Choćby z tego powodu tak trudno jest z bieżącej perspektywy z  pełnym przekonaniem i pewnością dowodzić co stanie się ze światem pod względem społecznym, gospodarczym i finansowym w najbliższych latach. O pewną diagnozę, kreślącą scenariusz na przyszłość, się jednak pokuszę.

Po pierwsze bardzo dużo zależeć będzie od tego jak z kryzysem poradzą sobie największe gospodarki narodowe, mające największy wpływ na rozwój międzynarodowych stosunków gospodarczych i jednocześnie najbardziej dotknięte pandemią. Myślę tu oczywiście o Stanach Zjednoczonych, Chińskiej Republice Ludowej, Unii Europejskiej na czele z Niemcami i Francją, Wielkiej Brytanii, oraz rynkach wschodzących (emerging markets), takich jak Brazylia, Indie, Meksyk, Turcja i Indonezja. Na obszarze tych państw, dodając Japonię i Koreę Południową ogniskuje się ponad 60 proc. światowej produkcji i usług  (PKB wg PPP) i ponad 70 proc. wg. nominalnego PKB. Jak powszechnie wiadomo, szczególnie niepokojąca sytuacja występuje w Stanach Zjednoczonych, co biorąc pod uwagę znaczenie gospodarki amerykańskiej pod kątem światowego handlu i inwestycji, zbyt dużym optymizmem nie napawa. Ponad 20 milionów osób bezrobotnych, kolejnych kilkadziesiąt milionów zaliczanych do tzw. biednych pracujących (working poors), systemowy kryzys służby zdrowia, masowe bankructwa i groźba deflacji to tylko wybrane symptomy obecnego kryzysu zachodzącego w epicentrum światowej gospodarki. Z politycznego punktu widzenia, zarządzania państwem w tak newralgicznych okolicznościach, na pewno nie ułatwia też głęboki konflikt społeczny na tle rasowym jaki ma tam miejsce. Z drugiej jednak strony pamiętać wypada, że Amerykanie to ludzie kultu pracy,  przedsiębiorczy, zaradni i innowacyjni, niemal z wrodzonym umiłowaniem do zasad wolnorynkowych. Społeczeństwu amerykańskiemu skutecznie – jak do tej pory- udawało się wychodzić z każdego kryzysu, z tym z roku 2008 włącznie. Pomóc im w wyjściu z bieżących problemów ekonomicznych może, liczony w bilionach USD i bezprecedensowy w historii kraju, pakiet antykryzysowy. Problem tkwi jednak w tym, że tak jak wirusa SARS -CoV- 2  pod względem skali nie da się porównać z epidemią wirusów SARS, MERS czy Eboli, tak obecnego kryzysu nie powinno się porównywać do globalnego kryzysu finansowego z roku 2008 czy Wielkiego Kryzysu (Great Depression) z lat 1929-1933 minionego stulecia. Szukanie analogii obecnej sytuacji do czasów pandemii tzw. hiszpanki, najgroźniejszego jak do tej pory szczepu grypy na którego to w samych Stanach Zjednoczonych zmarło kilkaset tysięcy osób, też większego sensu nie ma. Owszem, wirus grypy hiszpańskiej podobnie jak koronawirus SARS-CoV-2 rozprzestrzeniał się bardzo łatwo i szybko. Powodował jednak nieporównywalnie większą śmiertelność niż obecny wirus, atakował inne grupy wiekowe, powodując zgon w znacznie krótszym czasie. Grypa hiszpanka pojawiła się  ponad sto lat temu, w zupełnie innych czasach, nieporównywalnych jeśli chodzi o wiedzę medyczną, możliwość opracowania szczepień i leków, a także wdrażanie środków zapobiegawczych i komunikowanie się. Sto lat temu nieporównywalny był też poziom współzależności rozwojowej świata, z wszystkimi jego pozytywnymi i negatywnymi konsekwencjami.

Pandemia, po raz pierwszy w historii, uderzyła gospodarkę światową dwutorowo. Po pierwsze poprzez negatywny szok podażowy, spowodowany czasowym przerwaniem globalnego łańcucha dostaw (global supply chain). Skutkował on ograniczoną produkcją, zwolnieniami lub wysyłaniem pracowników na tzw. postojowe. Po drugie poprzez drastyczny spadek wydatków konsumpcyjnych, który dotknął wiele branż, a szczególnie transportową, turystyczną, gastronomiczną, noclegową i eventową ( HoReCa -  Hotel, Restaurant, Catering/Cafe). Kryzys, branże te dotknął jako pierwsze. Wielce prawdopodobne jest też, że właśnie one jako ostatnie, o ile w ogóle, z niego wyjdą (first in-last out). Drugi z elementów niemal całkowitego lockdownu z wiosny br. nie przypadkiem więc najsilniej dotknął śródziemnomorskie gospodarki europejskie, takie jak Hiszpania, Grecja, Włochy i Portugalia, ponadto Chorwację, a z państw pozaunijnych: Turcję, Egipt i Indonezję. Są to bowiem gospodarki  o największym udziale sektora HoReCa w tworzeniu PKB i miejsc pracy. Liderem w tej dziedzinie w Europie od lat pozostaje Chorwacja, wyprzedzając Hiszpanię. Drastyczny szok popytowy to szczególna dolegliwość bieżącej sytuacji rozwojowej w świecie. Pamiętać bowiem wypada, że główną, ponad 50 proc. kategorią kosztów pandemii stanowią zmiany w zachowaniach  behawioralnych ludności. Wynika to nie tylko z konieczności ograniczenia kontaktów międzyludzkich (social distance) i ograniczeń w przemieszczaniu się ludzi, ale też naturalnych w czasach niepewnej przyszłości obaw przed wydawaniem pieniędzy na potrzeby inne niż fizjologiczne. Do wydatków tego typu wczasów zagranicznych czy wyjść do dobrych restauracji na pewno zaliczyć nie można. Ów, zrozumiały do pewnego stopnia lęk, potęgowany jest niestety tzw. infodemią czyli zalewem często nieprawdziwych informacji towarzyszących pandemii, które często skutkują brakiem racjonalnych decyzji i zachowań konsumenckich. Pozostałe koszty pandemii stanowią szeroko rozumiane wydatki na profilaktykę i leczenie oraz reorganizacje służby zdrowia (około 15 proc.) oraz stałe lub czasowe wyłączenia produkcji (lockdown) i zwolnienia im towarzyszące (około 30 proc). O ile jednak z perspektywy kilku miesięcy doświadczeń z koronawirusem można stwierdzić, że w wielu regionach świata służba zdrowia stała się lepiej zorganizowana i bardziej profesjonalnie przygotowana na potencjalne kolejne fale zachorowań, a produkcja przemysłowa i sektor usług powoli odbijają od dna (pewna poprawa wskaźnika aktywności gospodarczej PMI- Purchasing Managers' Index), o tyle nadal udział konsumpcji wewnętrznej  w tworzeniu dochodu narodowego, w wielu przypadkach, nadal pozostaje daleki od oczekiwań. W związku z tym pojawiają się opinie, że w obecnej sytuacji rozwojowej preferowana powinna być każda forma zakupów, nawet nieuzasadniona i nieusprawiedliwiona rzeczywistymi potrzebami, mieszcząca się w dość pojemnym i często słusznie do tej pory krytykowanym pojęciu konsumpcjonizmu. Masowy powrót ludzi do galerii handlowych, przy wszystkich swych społeczno-kulturowych mankamentach, stanowiłby widoczny przejaw powrotu do stanu równowagi sprzed pandemii, swoisty symbol postępującego uzdrowienia gospodarczego (global economic recovery), nie wspominając o poprawie obrotów i zysków tysięcy przedsiębiorstw. Jak szybko to jednak nastąpi ? W mej opinii, z wielu zresztą powodów, niezbyt szybko. Myśleć trzeba o tym raczej w perspektywie średnioterminowej, co oznacza tyle, że na powrót do (przed)pandemicznej normalności czekać będziemy co najmniej kilka kolejnych lat, przy czym rozmaite koszty bieżącego kryzysu odczuwalne będą znacznie dłużej. Według rozmaitych analiz gospodarka światowa skurczy się w 2020 roku o co najmniej 10 bln USD, co oznaczać będzie globalną recesję na poziomie zbliżoną do 5 proc. zagregowanego PKB (GDP). Głęboki kryzys, naznaczony rosnącym bezrobociem (w niektórych przypadkach nawet o kilkanaście procent), wzrostem prekarnych form zatrudnienia (umowy cywilno-prawne kosztem stałej umowy o pracę) oraz ogólnym spadkiem dochodów i jakości życia dotknie obywateli wszystkich państw w świecie, szczególnie zaliczanych do grupy „developed countries”, ale też wielu słabiej rozwiniętych z grupy „developing countries”. Znacząco pogłębi też dawno istniejące problemy na rynku pracy w Unii Europejskiej, które to jako kierownik Katedry Jean Monnet (JM Chair: „European Union – Economic Development, Young Europeans and Innovations in Crisis overcoming and Union’s Sustainability”) wraz z grupą doświadczonych naukowców z rodzimego wydziału, badałem w latach 2016 - 2019. Najdłużej  skutki bieżącego kryzysu mogą odczuwać te gospodarki, które przed pandemią cechował bardzo wysoki poziom długu publicznego w relacji do PKB (zbliżony lub powyżej 100 proc. PKB) i/lub w dużym stopniu uzależnione od kondycji sektora usługowego HoReCa. Wśród nich jest niestety wiele państw europejskich. Na początku 2020 roku zadłużenie całego świata wyniosło ponad 320 proc. globalnego PKB, a zadłużenie netto 900 największych korporacji w świecie, szczególnie amerykańskich i niemieckich, wrosło o 1 bln USD ! Według wyliczeń „The Economist”, deficyt budżetowy gospodarek państw wysokorozwiniętych w 2020 roku wyniesie średnio 11 proc. PKB, a ich dług publiczny 122 proc. PKB (66 bln USD). Według symulacji Eurostatu zaprezentowanych nie tak dawno przez Komisję Europejską, w 2020 roku recesja w UE-27 osiągnie poziom 7,5 proc. PKB (7,75 proc. w strefie euro). Najmniejszy spadek zanotować ma Polska, a największy Grecja, Włochy, Francja i Hiszpania. Niewiele lepiej sytuacja wyglądać ma w Niemczech, największej gospodarce europejskiej, która wejdzie w najgłębszą recesję od czasu końca II wojny światowej. W najgorszym od dekad położeniu znajdzie się też gospodarka brytyjska. Według optymistycznych prognoz Komisji Europejskiej delikatne odbicie gospodarcze w UE nastąpi już za rok. Komisja zakłada oczywiście skuteczność narodowych pakietów antykryzysowych, wykorzystanie możliwości jakie daje kolejna wieloletnia perspektywa finansowa UE oraz jej hojny pakiet antykryzysowy. Przywódcy 27 państw członkowskich  w lipcu br. zatwierdzili bowiem wieloletni budżet na lata 2021-2027 i Fundusz Odbudowy (w postaci bezzwrotnych grantów i tanich pożyczek), które mają w sumie wynieść imponujące 1,824 bln euro. W efekcie sprzężenia wymienionych czynników, przy wysokim poziomie odpowiedzialności i dyscypliny społecznej, minimalizującym ryzyko zachorować (o co obecnie najtrudniej), pierwsze symptomy ożywienia gospodarczego w Unii Europejskiej pojawią się już w 2021 roku. W 2022 roku gospodarka europejska zanotuje wzrost o 6,25 proc., przynajmniej „na papierze”  w całości odbijając straty. Niewątpliwie na korzyść UE przemawia fakt, że za sprawą stosowania efektów kreacji i przesunięcia handlu (trade creation and diversion effects), około 75 proc. handlu jej państw członkowskich odbywa się w ramach jednolitego rynku (intra- EC trade). W dużym stopniu uniezależnia to zintegrowaną Europę od sytuacji na innych rynkach, z rynkiem amerykańskim na czele. Problem ten szczególnie jednak dotknie, opuszczającą jednolity rynek Wielką Brytanię. Prognozy KE są mimo wszystko dosyć optymistyczne, co nie oznacza, że wszyscy naukowcy i analitycy ów „umiarkowany entuzjazm” podzielają. W optymistycznym wariancie szybki powrót gospodarki światowej do stanu równowagi makroekonomicznej i wzrostu gospodarczego, po równie szybkim spadku, symbolizowałaby litera „V”. Wariant możliwy, ale raczej mało prawdopodobny, podobnie jak scenariusz oznaczony literą „I”, która oznaczałaby wieloletnią recesję, z groźbą pojawienia się zjawiska deflacji włącznie. Znacznie bardziej prawdopodobny wydaje się być scenariusz stopniowego wychodzenia z recesji zobrazowany za pośrednictwem litery „U” ( ewentualnie jego rozwinięcia w postaci popularnego logotypu znanej światowej korporacji będącej własnością Philipa Knighta). Scenariusz pierwszy, oznaczony literą „V” jest jak wspomniano mało prawdopodobny. Aktualnie nie widać bowiem wszystkich społecznych ekonomicznych i finansowych skutków kryzysu, wciąż amortyzowanych przez działające pakiety/tarcze antykryzysowe. Jednak programy pomocowe tego typu nie są i nie mogą być utrzymywane stale.  „Krajobraz po bitwie” z koronawirusem i jego rozmaitymi skutkami społeczno – ekonomicznymi nie nastraja optymistycznie. Negatywne skutki pandemii, za sprawą wciąż działających pakietów ratunkowych zostały jedynie odłożone w czasie. Pod kątem zapewnienia godziwych warunków życia i pracy miliardów ludzi w świecie, cała dekada 2020-2030 należeć będzie do jednych z najtrudniejszych od czasów końca II wojny światowej. Znaczny wzrost bezrobocia i spadek dochodów wydają się być nieuniknione, a powszechny dziś dodruk pieniądza wiecznie trwał nie będzie. W kolejnych latach, za tak drastyczny wzrost długu publicznego społeczeństwa będą musiały zapłacić. Dokona się to za pośrednictwem zamrożenia lub cięć rozmaitych wydatków publicznych, likwidacji ulg i podwyżek podatków. Stan finansów publicznych w wielu państwach jeszcze przez długie (post) pandemiczne lata do zrównoważonych należeć nie będzie, przez co aspiracje i możliwości rozwoju kolejnych pokoleń zostaną poważnie ograniczone. Tymczasem niepewna przyszłość może spowodować konieczność wygenerowania dodatkowych środków finansowych, tym razem idących na leczenie rosnących uzależnień alkoholowych czy epidemii depresji, zjawiska na coraz większą skalę już dziś obserwowanego w Wielkiej Brytanii. Trudno bowiem przewidywać, aby  kondycja psychiczna miliardów ludzi w świecie, tak osłabiona strachem przed wirusem i jego następstwami, samoistnie, szybko i bez kosztów uległa poprawie. Nie wiemy ponadto jakie skutki przyniesie przewidywana przez epidemiologów jesienna fala infekcji grypowych oraz jakie restrykcje rządowe będą z nią związane. Nie wiemy też jak reagować będą na nie coraz bardziej zaniepokojeni swą pogarszającą się sytuacją materialną obywatele. Upust swym frustracjom, w postaci masowych protestów ulicznych zdążyli dać już Niemcy, Brytyjczycy, Hiszpanie, Amerykanie, Brazylijczycy i Serbowie. Jedno jest jednak pewne: sytuacji pełnego wyłączenia gospodarki, całkowitego jej zamrożenia, nikt już nie jest w stanie sobie wyobrazić. Przyniósł on choćby tak katastrofalne gospodarczo skutki jak spadek liczby pasażerów na londyńskim Heathrow w kwietniu br. o 97 proc. w stosunku do analogicznego miesiąca rok wcześniej, analogicznie spadek wielkości eksportu Korei Południowej. o 46 proc., gospodarki meksykańskiej o 90 proc., ponad 20 proc. wskaźnik odwołań morskich przewozów kontenerowych (transpacific container sailing) i ponad 50 proc. spadek zamówień na flotę samochodową. Podobne  przykłady można by mnożyć niemal w nieskończoność. Musimy więc nauczyć się życia z otaczającym nas wirusem i ….czekać na skuteczną i bezpieczną szczepionkę. Bez wątpienia bowiem, przynajmniej z psychologicznego punktu widzenia, już sama informacja o jej wynalezieniu, byłaby bardzo pozytywnym i oczekiwanym przez wszystkich impulsem do rozwoju. Skutkowałaby rekordowymi zwyżkami kluczowych indeksów giełdowych. Miliardom ludzi dałaby zastrzyk optymizmu i perspektywę większej pewności jutra, czyli elementy których tak bardzo nam obecnie brakuje.

Cały artykuł dostępny jest na stronie Życia Uniwersyteckiego. Kliknij.